Rose :
Świetnie, znowu nic nie widzę. Siedzę pomiędzy dwoma facetami. Czuję jak mnie zgniatają. Nie wygodnie mi. Ale ja jestem marudna. Matko jak ja się zdobyłam na taki mały żarcik w takiej sytuacji. No cóż ... czasami trzeba poprawić sobie humor. A tak wracając do mojego porwania to nic ciekawego serio. Nadal jadę. Czuje jakieś duże nierówności więc wnioskuję, że jestem poza miastem. Nie wiem gdzie jedziemy. Normalnie same niespodzianki. Jestem coś za wesoła. Musze zacząć wszystko powoli analizować. Niestety, nie udało mi się niczego zrobić, bo kazali mi wysiadać. Ciągle ciemno. Opaska na oczach. Specjalnie mi to zrobili abym nie mogła zlokalizowane miejsca, w którym się znajdujemy. Poczułam jak czyjaś dłoń zaciska się na moim ramieniu. Ktoś mnie prowadził i dobrze. Przynajmniej się o nic nie potknę. Czułam pod nogami jakieś gałęzie,korzenie i szyszki. Byliśmy w lesie, a przynajmniej tak zgaduję. Byłam ciekawa co Adrian wymyślił. Usłyszałam jak ktoś mówi, że mamy jeszcze spory kawałek do przejścia.
Dymitr :
Zabije go. Siedzieliśmy już w samochodzie. Trzymałem laptopa na kolanach. Jechaliśmy tam gdzie po raz ostatni telefon Rose się logował. Nie mogę mu tego wybaczyć. Kiedy myślałem o tym wszystkim, przypomniałem sobie co zrobiłem mojej Rozie na Syberii i dlaczego ona była z nim. Poczułem przygnębienie. Koniec z tym. Wybaczylem sobie i ona mi wybaczyła. Wszystko jest w porządku. Potrzebuje mnie teraz. Moja księżniczka, taka niebezpieczna i za razem kochana. Dojechaliśmy ... wysiadłem. Od razu zażądziłem poszukiwania telefonu. Okazało się, że to wielki opuszczony szpital. Ciekawe miejsce na przetrzymywanie - powiedziałem sobie po cichu. Tyle sal. Moment... Rose mówiła, że ta sala była podobna do sali operacyjnej. Zobaczyłem na jakieś starej tablicy informatycznej, gdzie znajdują się te sale. Punkt w dziesiątkę. Zaglądam do pierwszej sali, a tu proszę telefon. Ja to mam szczęście. Od razu zacząłem szukać jakiś poszlak. Ja nic nie znalazłem, ale moim koledzy tak. Udało się odnaleźć coś bardzo ważnego.Nie wiem jak można coś takiego po sobie zostawić. Ale widocznie można. Była to mała ulotka z informacja o jakimś domku letniskowym w lesie. Nie pozostało nam nic innego. Ruszyliśmy w jego kierunku, mając nadzieję, że tam się udali. Nie mieliśmy ani chwili do stracenia.
Rose :
No i doszliśmy. Kiedy zdjęli mi opaskę, zobaczyłam śliczny domek. Jego wnętrze było pięknie umeblowane. Musiałam to przyznać. Od razu wyobraziłam sobie mnie i dymitra w taki domku. Tak romantycznie. Tylko my się wtedy liczymy.
Znowu mi coś przerwało. Tym razem to był Adrian.
- I jak się podoba nasz domek wakacyjny? - zapytał z dumą w głosie.
- Może być, bez rewelacji - skłamałam. Nie mogłam mu powiedzieć jak tu jest cudownie, bo odniósł by wtedy małe zwycięstwo. Nie odniesie, nie w tej grze.
- Coś czuję, że ci się podoba, ale nie chcesz się przyznać.
- To źle czujesz. - znów skłamałam. - Po co mnie tu przywiozłeś ? - zapytałam delikatym głosem.
- W tym miejscu... zakochasz się we mnie.
To mnie zabiło. Jak to?!? Co on kombinuje? Nie podoba mi sie to.
- Jak to ? Po co ? - pytałam zaniepokojona - Jak ty chcesz to zrobić nie da się nikogo zmusić do miłości.
- Ależ da się mała dampirzyco. Właśnie teraz to ucznię.
W tym momencie jacyś dwaj faceci chcieli mnie przywiązać do krzesła. Od razu poderwał się aby stać do walki lecz było już za późno. Znowu uziemiona.
- Coś czuję, że ci się podoba, ale nie chcesz się przyznać.
- To źle czujesz. - znów skłamałam. - Po co mnie tu przywiozłeś ? - zapytałam delikatym głosem.
- W tym miejscu... zakochasz się we mnie.
To mnie zabiło. Jak to?!? Co on kombinuje? Nie podoba mi sie to.
- Jak to ? Po co ? - pytałam zaniepokojona - Jak ty chcesz to zrobić nie da się nikogo zmusić do miłości.
- Ależ da się mała dampirzyco. Właśnie teraz to ucznię.
W tym momencie jacyś dwaj faceci chcieli mnie przywiązać do krzesła. Od razu poderwał się aby stać do walki lecz było już za późno. Znowu uziemiona.
Dymitr :
Musimy się pospieszyć czyję, że coś się dzieje. Nie jest dobrze. Na szczęście już prawie byliśmy na miejscu. Wysiedliśmy z auta. Poszło ze mną dwóch strażników. Nie chciałem brać więcej. Usłyszałem krzyk. Moja Roza, mój skarb, cierpiała. Słyszałem to był jej krzyk. Widziałem ten domek. Wbiegł tam. Zobaczyłem Rose przywiązaną do krzesła a nad nią on.
Rose :
Przyszedł. Jak ja go kocham. Niestety, Adrian używał na mnie jakiejś mocy, którą długo trenował, tylko po to aby użyć tego na mnie. Bardzo mnie od tego głowa bolała. Czułam coś dziwnego. Takie samo uczucie jakie darzylam Dymitra, czułam teraz powoli do Adriana. Matko, co on ze mną zrobił.
- Dymitr ratuj mnie, proszę. Bardzo boli. Nie wytrzymam. Zobaczyłam jak rzuca się na ratunek. Starał się jak tylko mógł. Niestety on też poległ, tylko dlatego, że Adrian użył na niego wpływu. Co się dzieje
Dymitr :
Usłyszałem jak wołatwo o pomoc. Bardzo cierpiała. Sam poległem, a to tylko dlatego, że ten idiotą użył na mnie wpływu. Adrian śmiejąc się opowiedział mi o całym swoim planie i nie mogłem w to uwierzyć.
- Wypuść ją!!! - wrzasnąłem
- O nie. Ty zburzyłeś mój świat zabierając mi Rose, to ja teraz zrobię to samo tylko, że tobie.
- Ona nigdy cię nie będzie kochać. - w tym momencie Rose straciła przytomność ,a kiedy się obudziła powiedział to jedno zdanie ... wiedziałem, że muszę ją wyciągnąć i znaleźć ratunek dla niej.
Juże kolejny złapała masę weny, może dziś będzie i trzeci rozdział.
Juże kolejny złapała masę weny, może dziś będzie i trzeci rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz