czwartek, 7 lipca 2016

Rozdział 19

Rose :

Kiedy się ogarnęłam, chciałam iść szybko do szpitala. Ciężko mi to szło... miałam dziwne wrażenie, że jesteś bardzo zmęczona. Nie wiem jak, no przecież nie dawno wstałam. Dobra nie ważne. Doszłam do szpitala. Mój mąż leżał na sali po operacyjnej. Wyglądał tak słabo. Nic nie mogłam zrobić. Patrzyłam na niego  cierpiałam na sam jego widok. Mimo , że wiedziałam, że wszystko się udało to tak miałam w sobie jakiś nie pokój. Nie pozwolono mi do niego wejść. Niestety... siedziałam ram godzinę, po czym stwierdziłam, że warto by było spotkać się z Lissą i porozmawiać. Widziałam gdzie jest. Była dość przewidywalna w takich sprawach, a może to ja ją za dobrze znam. Udałam się do kaplicy. Pewnie siedzi na górze i przegląda te stare księgi. Nic nowego. Szpital był dość blisko kaplicy, więc bardzo szybko byłam na miejscu. Poszłam od razu na strych. Nie pomyliłam się. Przeglądałam stare księgi. Gdy się do mnie odwróciła, zobaczyłam, że płacze. Nie były to łzy nieszczęścia. To było coś w rodzaju wzruszenia. Stęskniła się za tym miejscem. Za całą akademią. Brakowało jej tego. Przy okazji przypominała sobie wszystkie historie związane z tą szkołą. Było tego sporo.
- Brakuje ci tej szkoły. Musisz to przyznać.- zaczęłam miękko. - Mi też jej brakowało dlatego wróciłam do niej jako trenerka. O wiele lepiej się czuję. Było w niej wiele smutnych jak i radosnych chwil.
- Tak wiem... tyle, że ja nie mam wyboru. Dobrze o tym wiemy. Nie zmienia to faktu, że jestem bardzo szczęśliwa na ten moment. Rozkleiłam się. To do mnie nie podobne, a jednak. Jak tam z Dymitrem?? Udała się operacja? Nie mogłam się z nikim skontaktować.
- Tak wszystko juz dobrze. Czekamy teraz aż się obudzi ze śpiączki. Nie można do niego wchodzić, byłam u niego ponad godzinę. Powiem Ci, że bardzo mnie zmęczyła ta stacja. Bardzo dużo stresu, treningi, rodzina Dymitra. Kolejna próba dla mnie. Myślę, że przeszłam tę próbę.  Zawsze trzeba walczyć do końca. Jak tam w ogóle twoje sprawy królewskie ??
- Masa zamieszania. Dużo się kłócą, wiesz jak to arystokracja. Nic z nimi nie da się zrobić. Są zepsuci do szpiku kości. Nie są się im nic powiedzieć. Chciałbym osiągać tylko swoje cele, a ja na to nie pozwalam to się denerwują.
- Tak trzymaj... nie dla psa kiełbasa.- obie nagle się zaczęłyśmy się śmiać. Nie mogłyśmy się uspokoić. Nawet nie wiem co nas aż tak bardzo rozbawiło.
- Dobra... Rose nie chce być wredna, ale chcę jeszcze pobyć tutaj sama. Nie gniew się na mnie
- Nie no co ty. Luz... sama też muszę coś załatwić. Papa.
- Odezwę się później. Papa
No i poszłam. Nie miałam co robić, wiec udałam się na jakiś deser. Musiałam się chyba najeść czegoś słodkiego. Brakowało mi cukru. Nie powinnam tego robić, bo musze być w dobrej formie, ale raz na jakiś czas chyba mi wolno. Udałam się do szkolnej cukierni mieli tam wyśmienite słodkości. Postanowiłam, że dzisiaj zaszaleje na koszt mojego ukochanego. Nie powinien się obrazić.
- Dzień dobry- powiedziałam jak przystało na kulturalną osobę.
- Dzień dobry, co milej pani podać? - zapytał się mnie starszy pan, chyba właściciel cukierni.
- Po proszę dwie eklerki, jeden deser lodowy o smaku truskawkowym, średni kawałek tortu bezowego. Do picia po proszę koktajl jogodowo-bananowy. To chyba tyle na razie.
- Chyba ktoś tu ma problemy miłosne skoro zatapia smutki w słodyczach. - nieświadomie się uśmiechnęłam. Widać, że bardzo miły człowiek.
- Ma pan rację. Ile płacę?
- Dla ślicznej pani dziś 50% taniej.
- Na prawdę pan nie musi, spokojnie.
- Razem wyszło 20$. Za chwilę kelnerka przyniesie pani całe zamówienie.  
- Dobrze, dziękuję.
Wybrałam sobie miejsce przy oknie. Bardzo miły lokal. Wzbudza sympatię. Jest tu przyjemnie, ciepło. Fajnie się kojarzy. Po nie całych 5 minutach dostałam swoje słodycze. Cieszyłam się jak małe dziecko. Może dlatego że dawno nie miałam niczego słodkiego w ustach. Zaczęłam wcinać. Na pierwszy ogień poszedł deser lodowy. Przecież nie mógł się rozpuścić. Był wyśmienity. Bardzo się nim delektowałam. Byłam w trakcie jedzenia eklerki kiedy zadzwonił mi mój telefon. Odebrałam, a to co w nim usłyszałam ... nie umiem tego opisać nawet ...








Przepraszam, że taki krótki... długo mnie nie było, ale to dlatego, że nie ma nie w domu i nie mam czasu niczego napisać. Proszę was o komentarze i dziękuję za cierpliwość 😘😘❤❤❤

7 komentarzy:

  1. Ale ma apetyt na slodycze :-) Kto dzwinil ? Co uslyszala? Kurcze nie przerywaj w takim momencie. Coz za niepewnosc teraz. To dobre czy zle wiadomosci? Czekam na nastepny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie!
    Dymitr nie umarł,prawda?
    On musi żyć!
    Chociaż ten telefon może nie być ze szpitala.
    Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Coś jest tu podejrzane ale swoje podejrzenia zostawie dla siebie. A teraz powiedz kto dzwonił? Matko i ja mam czekać na następny? Dobra to pisz szybciutko bo ten był genialny. Czekam na następny i życzę masy weny

    OdpowiedzUsuń
  5. la myślę, że podzielam twoje podejrzenia. Tyle słodyczy i tak łatwo ja rozśmieszyć. A teraz gadaj kto dzwoni, co się stało? Dimka musi żyć. Rozumiesz?! Musi. Czekam na następny i życzę weny :-*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ej no kiedy następny, tak długo czekamy
    Werka

    OdpowiedzUsuń