piątek, 1 lipca 2016

Rozdział 17

Olena :

  Rose był bardzo zdenerwowana. Widziałam to w jej oczach. Starała się być twarda jak na strażnika przystało, ale coś jej nie wychodziło. W końcu chodziło o miłość jej życia, a mojego syna. Musiała przejść w końcu do rozmowy. Dobrze o tym wiedziała. - - Lekarze są dobrej myśli. Musi się wszystko udać. Nie ma innej możliwość. Nie może coś się nie udać. - powiedziała bardzo zdenerwowana.
-  Moje ty słońce, uspokój się.  My już nic tutaj nie zdziałamy. Wszystko w rękach lekarzy i Dymitra. To on walczy. Ja z rodziną będziemy się modlić o jego powrót do zdrowia. Trzeba teraz myśleć spokojnie. Przepraszam Cię, ale muszę iść do dzieci, bo śpią w aucie, muszę je wszystkie obudzić.
- Dobrze, ja też muszę już uciekać, bo mam parę spraw do załatwienia.
- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Szybko poszłam do auta. Dzieci jeszcze spały. Musiałam je obudzić.

Rose :

Nareszcie poczułam, że ktoś mnie rozumie. Rozmowa z mamą Dymitra dużo mi dała.  Podnieśli mnie trochę na duchu. Obawiam się tylko jednego... jak Wiktoria przyjmuje tą informacją. Nie wiem co mam zrobić.  Mam nadzieję, że przyjmie to na klatę. Twarda z niej babka. Moim zdaniem, zaboli ja ta informacja, ale  pozbiera się. 
Pójdę do Dymitra. Obiecałam mu, że wpadnę. Postanowiłam się szybko zebrać. 
Już po 15 minutach byłam w szpitalu. Weszłam przez główne drzwi i na moje szczęście w recepcji siedziała ta sama kobieta, której wcześniej pogroziłam. Spojrzała na mnie i nic nie musiała mówić. Rozumiałyśmy się bez słów. Od razu poszłam do swojego męża. 
- Cześć, jak się czujesz kochanie ?? 
- Mogło być lepiej Roza, powiem Ci, że był u mnie lekarz i powiedział, że będę musiał mieć przeszczep.  Nie rozumiem dlaczego. Miało być tylko jakieś leczenie, a nie przeszczep. Trochę się komplikuje, ale na spokojnie. Podobno dawca juz jest, w sensie organ juz czeka i za parę dni operacja. Powiem Ci szczerze Roza, że boje się tego. Tu chodzi o moje życie, a nie chce cię zostawić. Za bardzo Cię kocham.
- Rany ... ale się porobiło. Wszystko będzie dobrze, nie ma innej opcji. Na pewno się wszystko uda. Mam dla ciebie niespodziankę. - Zza pleców wyciągnęłam western, którego na pewno nie czytał, bo wydano go jakieś 2 miesiące temu.- kupiłam go w nowej księgarni, która otworzyli nie dawno na terenie szkoły. Mają tam mnóstwo książek.
Widziałam jak mój mąż się pięknie uśmiecha. Nie będzie mu się nudzić. Pewnie przeczyta w jeden dzień, ale co tam.
- Dziękuję, nie pomyślałem o tym, że dostanę od ciebie takąksiążkę. Jest mi bardzo miło. Zabije czas. I nie będę się patrzył cały dzień w ścianę. Kocham cię.
- Ja ciebie też.  Mówiłam, że będę się tobą opiekować i być przy tobie na dobre i na złe. Wiesz co, muszę lecieć, bo mam treningi za chwilę.  Na początku twoja grupa.
- Pozdrów ich ode mnie. Do zobaczenia.
- Dobrze, papa - podeszłam do niego i pocałowałam go delikatnie w czoło.
Wyszłam dość szybko ze szpitala, ale to dlatego, że spieszyłam się na zajęcia. Zależy mi na tych małolatach, ponieważ wiem jacy są zdolni. Nie ,ogarniam się zmarnować takie perły. Wstąpiłam do pokoju i wzięłam szybko swoją torbę z rzeczami na trening, napełniłam butelkę wodą i wszyłam. Na sali bardzo szybko się znalazłam. Powiem wam, że tego co zobaczyłam w życiu bym się nie spodziewała. Sala była ... pusta. Jak tacy wzorowi uczniowie, a zwłaszcza Matt, może się spóźnić. No trudno. Sama zaczęłam się rozgrzewać. Po jakiś 10 minutach dotarli do są moi nowi uczniowie. Zobaczyli co robię i dołączyli się.
- Zanim zaczniecie się rozgrzewać, 30 kółek wokół sali.
- Ale za co aż tyle - Powiedziała koleżanka Lily
- Za spóźnienie moi drodzy.
Posłusznie wykonali moje polecenie i później sami się rozciągali.
- Już pewnie wiecie, że będę was teraz trenować. Chce na samym początku zobaczyć wasze umiejętności. Pokażcie mi co umiecie najlepiej w pojedynku ze sobą na wzajem. Ale zanim zaczniecie dziewczyny powiedzcie mi jak macie na imię.
- Jestem Debi
- A ja Morgan
Krótko zwięźle i na temat. To Lubię. Zaczęli swoje pokazy, po tym jak sami dobrał się w pary. Pokazy nie trwały za długo, bo dostałam telefon.
-Rose Hathaway, słucham?
- Witam, z pani mężem nie jest najlepiej.
W tym momencie rzuciłam wszystko i pobiegła do szpitala. Dotarłam do jego sali, ale jego tam nie było. Zastałam tam natomiast zapłakaną Wiktorię.
- Wiki, co się stało ?! Dlaczego nie ma tu Dymitra?! Czy ty juz wszystko wiesz ?! Proszę cię powiedz coś. Chyba nie była w stanie nic powiedzieć, bo patrzyła się na mnie swoimi ślicznymi, acz zapłakanymi oczami. Po chwili otworzyła buzię i zaczęła mówić...






 Przepraszam, że tak mało wstawiam, ale bardzo źle się czuję.  Postaram się to nadrobić. Dziękuję, że na mnie czekacie. Wiem, że słaby rozdział. Proszę o komentarze jak zwykle ❤❤💋💋

2 komentarze:

  1. Normalnie jeslu on umrze znajde Cie jakos i zabije !!! On musi zyc!!! Jak moglas przerwac w takim momencie? Jesli masz w planach go usmiercic to radze Ci zmienic plany i podejrzewam ze Karinga bedzie miala takie same zamiary jak ja wobec Ciebie. Czekam na nastepny i oby byl szybko. A teraz ide czytac opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem tak: znajdę cię i cię uduszę bo to nie jest fajne. Dymitr miał być calusi a jest...no właśnie nie wiem gdzie. Idę czytać następny.

    OdpowiedzUsuń