Dymitr :
- Niestety, ale ma pan ... - tu się lekarz znowu zawahał- nowotwór wątroby. Jest on złośliwy. Proszę się aż tak nie martwić, wykryliśmy go dość wcześnie, wiec jest 80 % szans zna to, że pana wyleczymy.
W tej sekundzie Roza zaczęła płakać, chyba jej się słabo zrobiło, bo upadła na moje łóżko . Ja sam byłem w wielkim szoku. Przecież nie piję, nie palę. Prowadzę zdrowy tryb życia, poza tym jestem dampirem, one prawie nigdy nie chorują. No cóż trzeba walczyć do samego końca.
- Jaka metodą będę leczony??- zapytałem ze stoickim spokojem.
- Tego jeszcze nie wiemy, ale jutro pan się wszystkiego dowie. Teraz zostawię państwa, abyście mogli porozmawiać. Wyszedł.
- Roza spokojnie, wszystko się ułoży.-zacząłem powoli i spokojnie. - Lekarze przecież są dobrej myśli.
-Jak ty możesz tak mówić !!! Jesteś śmiertelnie chory. Co ty do mnie mówisz. Martwię się o ciebie. Możesz umrzeć, nie pozwolę na to. - krzyczała, nie byłem w stanie jej uspokoić. Ciągle płakała, nie wiedziałem co robić. - Ty musisz z tego wyjść, nie możesz odejść.
- Rose- powiedziałem ostrzej. - Uspokój się. Nigdzie nie odejdę. Przestań. Weź się w garść. Jesteś najlepszą strażniczką. Na spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Idź do domu kochanie i się połóż. Spokojnie. Będziesz musiała przejąć moja grupę na treningach. Mam nadzieję, że dasz sobie radę.
- Dobrze pójdę odpocząć, ale przyjdę wieczorem.
Rose :
Wyszłam ze szpitala, cała zapłakana. Dlaczego nas to spotkało... Dampiry nie chorują, mamy świetne zdrowie. Musiało paść na Dymitra. A może to jest próba dla nas ?? Nie wiem, jakoś nie mam teraz głowy do zastanawiania się nad tym. Sięgnęłam po telefon o zadzwoniłam do Lissy. Proszę odbierz
- Cześć Rose, co tam u ciebie ? - zapytała bardzo pogodnie
- Dymitr jest poważnie chory. - znowu się rozpłakałam. - Ma raka. Lissa tak mi słabo. Nie wiem co mam robić. To dla mnie bardzo duży szok.
- Postaram się przyjechać jak najszybciej. Powiedz czego ci potrzeba, a to przywiozę.
- Po prostu przyjedź i bądź ze mną. Muszę teraz lecieć załatwić parę spraw. Będę czekać. Pa
- Papa Rose, trzymaj się. Kocham Cię jak siostrę, będę najszybciej jak się da.
Rozłączyłam się, bo nie chciałam aby słyszała jak płacze. Postanowiłam, że pójdę do siebie do pokoju. Niczego dzisiaj nie będę załatwiać, jestem zbyt zdenerwowana. Wolałabym, abym napadło mnie stado strzyg niż dostać taką wiadomość. No, ale cóż trzeba iść do przodu, Dymitr będzie walczył. Muszę się położyć jak nic. Uff... dotarłam. Marzyłam o kąpieli i łóżku. Chciałam chyba zapomnieć, albo przynajmniej udawać, że nic takiego się nie wydarzyło. Po chwili już leżałam w nim. Zasnęłam. Nie wiem ile spałam, ale obudziło mnie pukanie do drzwi. Powoli zwlekłam się z mojego ukochanego łoża, mówiąc, że już idę. Otworzyłam mozolnie drzwi, a w nich stał Abe z Lissą. Bardzo się zdziwiłam. Co on tu robi?!
- Co wy tu robicie? - zapytałam ospale.
- Przyjechaliśmy na twoją prośbę.- odpowiedział szybko mój ojczulek.
- Liss, ile spałam ??
- Prawie dwa, Dymitr się o ciebie niepokoi. Podobno nie odbierasz telefonu. Martwi się o ciebie. Powiem Ci, że już załatwiłam ci urlop na jakieś 2 tygodnie. Zajęcia masz odwołane tak samo jak grupa Dymitra. Byłam już u niego. Czuje się dobrze. On jutra zaczyna leczenie. Prosił abyś przyszła do niego jak odpoczniesz. My się tu wszystkim zajmiemy, a ty proszę cię idź do niego. Tylko się trochę ogarnij, przepraszam, że to mówię, ale wyglądasz jak siedem nieszczęść. - powiedziała spokojnie, ale z pewną nutą niecierpliwości w głosie.
- Dobrze - jakoś zrobiło mi się lepiej. Poprawiła mi humor swoją obecnością. - Już do niego idę. Trzymajcie się.
Powiem tyle, biegłam do niego. Myślałam tylko o nim. Wbiegłam do szpitala jak oparzona. Nie wiedziałam gdzie leży, w końcu nie było mnie tu aż dwa dni.
- Przepraszam, gdzie leży Dymitr Bielikov ??
- A kim pani dla niego jest ? - pani z recepcji spojrzała na mnie dziwnie.
- Jego żoną - powiedziałam z pewnością w głosie.
- Pani chyba żartuje. Jest pani za młoda. Jakoś nie wierzę pani. Pewnie wami jest jakieś 7 lat różnicy. - oj teraz to mnie ta pani zdenerwowała.
- Proszę sobie nawet tak nie żartować. Nie jest mi do śmiechu. Za chwilę się zdenerwuje. Nazywam się Rose Hathaway - Bielikov. Radzę pani mnie wpuścić, bo może zrobić się nie przyjemnie. - powiedziałam ostro. Kobieta już widziała, że nie żartuje.
- Pokój nr 115, piętro 3 - szybko odpowiedziała, nie patrząc na mnie.
- Dziękuję - uśmiechnęła się dość podle.
Biegłam jak najszybciej do jego sali. Nie mogłam jej znaleźć. Stanęłam przy mapie szpitala i udało mi się znaleźć salę. Wbiegłam do niej, leżał spokojnie na łóżku czytając jakiś western. Skąd on w ogóle je miał ??? Nie wiem, ale zawsze je z nim widzę.
- Cześć, Towarzyszu. Jak się czujesz ? Przepraszam, że nie przyszłam, ale te dni przespałam. Byłam bardzo zmęczona. Co ci lekarz powiedział? W ogóle musze iść do twojej klasy i powiedzieć co ci się stało. Podobno to Lily zadzwoniła po pomoc gdy byłeś na spacerze i ją spotkałeś.
- Hej kochanie, ile pytań. Będę na nie odpowiedź po kolei. Czuje się dobrze, ale trochę się denerwuję przed jutro. Lekarz powiedział, że będą mnie na razie naświetlać z tego co zrozumiałem. Cieszę się, że wyjaśnia to wszystko mojej klasie, ale mam prośbę. Zadzwoń Roza do mojej rodziny. Warto, aby wiedzieli co się ze mną dzieje.
- Dobrze skarbie. A jak cie tu karmią, lepiej niż ty sam czy gorzej?
- Powiem ci , że katastrofy nie ma. Mogło byc lepiej, ale nie narzekam. Mało śpię, brakuje mi ruchu.
- Zaczynam się obwiniać, że nie poszłam z tobą wtedy na ten spacer. Mogła bym ci wtedy jakoś pomóc. Ciężko mi z tą całą sytuacją.
- Nie obwiniaj się. Posłuchaj mnie uważnie. Kocham cię i będę żyć dla ciebie. Będę walczył. Jak to szło w zdrowiu i chorobie. - wiedział jak mi poprawić humor. Tak go kocham- za parę dni będę mógł wyjść i siedzieć w domu. Będę musiał stawiać się na leczenie.
- To cudownie. Skarbie muszę już lecieć skoro mam załatwić tyle spraw. Zajrzę do ciebie jutro i coś ci przyniosę. -Nachyliłam się do niego i namiętnie pocałowałam. Teraz to ja muskałam jego wargi. Poddał mi się bez reszty. Długi namiętny pocałunek sprawi , że nie chciałam go opuszczać, ale musiałam.
Kiedy wyszłam ze szpitala, wybrałam numer do Oleny. Nie spodziewałam się, że to Wiktoria odbierze.
- Cześć Rose, co tam u ciebie?? Jak tam?? Opowiadaj...
- Wiki, daj mi twoja mamę. Pogadamy później.
- Ok... Mamo Rose dzwoni -zaczęła krzyczeć, aż ja to słyszałam w telefonie.
- Witaj Rose
- Cześć mamo, nie mam za dobrej wiadomości... lepiej usiądź.
Kochani i jak wam się podobał rozdział... proszę o komentarze. Dziękuję za waszą obecność do tej pory 💋❤❤